Czym ta edycja różniła się od 9 poprzednich?
Konferencja „I love marketing” ma już swoją wyrobioną markę. Przez wielu uznawana jest za nieoficjalne Mistrzostwa Polski w marketingu. Jestem narratorem imprezy od jej początków w 2016 roku. To też miejsce, w którym czuję się, jak w domu. Za niektóre z najmocniejszych stron #ilovemkt uważam grywalizację (widzowie głosują na każdą z prezentacji, a do kolejnej edycji konferencji zapraszani są tylko prelegenci z najwyższymi notami), a także atrakcyjny, wymuszający zwięzłość format 18-minutowych prezentacji.
Czym innym jest jednak oglądanie blisko 20 wystąpień dziennie na sali kinowej przez 4 dni, kiedy jesteśmy wszyscy w jednym miejscu i czuć energię prelegentów, a czym innym – uczestniczenie z domu, gdzie mamy setkę innych spraw domagających się załatwienia, dzieci nad głową – a także świadomość, że wieczorna integracja to marzenie ściętej głowy.
Dlatego zupełnie zmieniliśmy stylistykę i otoczenie wystąpień (o czym za moment), a do tego skróciliśmy wydarzenie – z 8-9 godzin do 4-5 godzin dziennie.
Co zrobić, by nasi Odbiorcy czuli wspólnotę?
Wspólnie z Organizatorami wypracowaliśmy formułę, której uczestnicy konferencji nad Wisłą jeszcze nie widzieli. Po pierwsze, prelegenci nagrywali swoje prezentacje w studiu najwyższej jakości. To znaczy, że mieli kilka dni, by swoje 18-minutowe wystąpienie przed kamerą doszlifować do perfekcji. W duchu minimalizmu znanego fanom Apple’a, nagrywaliśmy wystąpienia na białym tle, ale z 4 kamer i przy doskonałym doświetleniu. Później animatorzy dodali prezentacjom dodatkowej wartości – niemal co 10 sekund zmieniali treść grafiki boku prelegenta. Tworzyli wielowymiarowe animacje, przystępne wykresy, czasem też dodawali krótkie filmiki i memy.
Gdyby tego było mało, te prezentacje były jedynie punktem startu świetnych dyskusji. W studiu zgromadziliśmy wszystkich prelegentów danego dnia, a moim zadaniem było spajać całość, dodając Widzom więcej wartości. Poprowadziłem więc wielogodzinne, atrakcyjne rozmowy na miarę najlepszego telewizyjnego talk-show. Wartość merytoryczna okraszona była lekką, dowcipną i przystępną formą.
Nie rozstawałem się z tabletem, z którego odczytywałem komentarze Widzów, a także pytania, które nadesłali w sekcji Q&A. Do tego oczywiście pracowałem z tradycyjnym „uchem”, z pomocą którego Organizatorzy przekazywali mi prośby i wskazówki.
Otwarta antena – czy bać się nieprzychylnych komentarzy?
I tu największe zaskoczenie: nie! Jak możesz zobaczyć w filmiku powyżej, przez wszystkie 4 dni odebrałem na antenie kilkadziesiąt połączeń telefonicznych. Uczestnicy konferencji mogli zadzwonić i zadać dowolne pytanie prelegentowi, a także podzielić się swoimi przemyśleniami.
Dzięki temu mogliśmy liczyć na wiele inspirujących dyskusji. Magdalena Urbaniak, jedna z prelegentek, powiedziała wręcz, że wykonujemy dla dzwoniących darmową pracę kreatywną. Jestem niesamowicie szczęśliwy, mogąc być częścią tak niezwykłej inicjatywy, jaką jest otwarcie łącz niczym w „Szkle kontaktowym”. Uważam, że taka odwaga Organizatora jest papierkiem lakmusowym zaufania, jakim obdarza swoich Odbiorców.
Do studia dodzwoniło się wielu marketerów, niektórzy dzwonili z wielkich miast, inni z małych ośrodków. Byli tacy, którzy zarządzają wielkimi budżetami, ale przede wszystkim byli ci, którzy w świecie marketingu stawiają pierwsze kroki. Moją ambicją było to, co zawsze – by wszystkich traktować równo, z tą samą atencją – i by każdy mógł poczuć, że jesteśmy tu we wspólnym celu. No i najważniejsze – nikt nie pozwolił sobie na hejt ani przytyki do którejkolwiek z osób. Przez wszystkie dni utrzymaliśmy świetną atmosferę i to mimo imponującej liczby blisko 1000 widzów.
O tym, jak współtworzyłem poprzednią, hybrydową edycję, przeczytasz tutaj.
Co mówią organizatorzy i uczestnicy
Zawsze na czas, zawsze zaangażowany i przygotowany. Cóż więcej powiedzieć - Maciek jest najlepszy w swoim fachu, bezdyskusyjnie.