Emocje, wiedza i rozmach – „I love marketing” z perspektywy konferansjera

Piszę tę wiadomość na kilkanaście minut po opadnięciu ostatniego listka konfetti na scenie największej sali kinowej w Polsce. To tutaj w ciągu 48 godzin przewinęło się kilkudziesięciu najlepszych marketerów, a więc ludzi, którzy mają duży wpływ na to, jak dziś internet staje się najbardziej obiecującym rynkiem zbytu rozmaitych produktów i usług. Chociaż słowo „sprzedaż”, związane z nią liczby, pojawiały się adekwatnie często, muszę podkreślić, że przez ani sekundę konferencji nie czułem się jak na wykładzie. Konferencję „I love marketing” mam okazję prowadzić od samego jej początku (marzec 2016). Na pokładzie Sprawnego Marketingu  byłem zresztą już 3 lata wcześniej, kiedy po raz pierwszy (jeszcze pod inną nazwą) do Multikina Złote Tarasy zaproszono prelegentów z najciekawszych zakątków internetu.

To niesamowite, że 2 razy w roku jedno spotkanie branży jest w stanie rozgrzać polską sieć do czerwoności. Podobnie jak w marcu, tak i tym razem konferencyjny hashtag #ilovemkt był najczęściej komentowanym m.in. na Twitterze. Co w takim razie powinien zrobić prowadzący, by sprostać oczekiwaniom 800-osobowej publiczności?

Facebook

Wczytując post, wyrażasz zgodę na politykę prywatności firmy Facebook.
Dowiedz się więcej

Wczytaj post

1) po pierwsze, nie szkodzić!


Mogłoby Cię zaskoczyć, jak często odbierałem telefony lub wiadomości od prelegentów na dzień przed konferencją. Próbowali ustalić, co o nich powiem na scenie. Jeden zadzwonił grubo po godzinie 23 i od razu rozpoczął „rekonesans zamierzeń prowadzącego”. Choć większość widziała mnie już w akcji, sądzę, że przeważył instynkt samozachowawczy. „A co jeśli tym razem konferansjer pokaże ząbki? I zamiast przywitać będzie mnie roastować?” – myśli tego typu kołatały im pewnie w głowie.


Starałem się w każdej chwili wytłumaczyć, że jestem ich scenicznym stronnikiem. Już moja w tym głowa, byś miał(a) dobre wejście! Dlatego przygotowując się do eventu, staram się znaleźć najfajniejsze fakty, ciekawostki z życia danego bohatera.

Może warto zacytować słowa o prelegencie, gdy zarekomendował go ktoś w internecie? A może – jak Barbara Stawarz-García – buduje dom na Kubie? To ciekawe, bo rzuca nowe, mniej zawodowe, mniej oficjalne światło na występującego. Dlatego z chęcią przekazałem informację o albańsko-macedońskim pochodzeniu Rahima Blaka – tym chętniej, że zajęło mi dłuższą chwilę, by do tego faktu dotrzeć.

Amerykańscy prawnicy używają niekiedy określenia „Burning mindnight oil”, nawiązując żartobliwie do czasów, gdy w blasku świec – jako że już wówczas praca wymagała poświęcenia cennych godzin snu – przez długie godziny przygotowywali pozwy i apelacje. Podobnie czułem się przed każdym z dni konferencji, wyszukując ciekawostek o jej gwiazdach. Komputer wyłączałem pewnie niewiele przed godziną, w której ostatni party animals opuścili osławione konferencyjne afterparty. 

2) być kontaktowy i nie dać się zbić z pantałyku   Kiedy prowadzisz duże wydarzenie, (prawie) każdy ma do Ciebie sprawę. A to wspomniana kwestia zapowiedzi, a to nagła informacja do podania, a to znaleziony portfel i prośba o nagłośnienie zguby. To, co się przydaje, to otwarty umysł (nie możesz ślepo obstawać przy pierwotnym planie – raczej oswajasz się z myślą, że wciąż będzie ewoluował), skupienie (w tej samej sekundzie ktoś wystrzeliwuje z pistoletu koszulkę reklamową, sponsor przypomina gestem o konieczności powtórzenia jego nazwy, a prelegent daje znać, że nie uruchamia się jego pokaz slajdów).
Wiecie jak to jest, kiedy zaczynasz już wdrapywac się na stopnie sceny, by przedstawić twoją prezentację, ale zostajesz zatrzymana bo prezentacji … nie ma?? 😨😨😨 To sobie wyobraźcie. 😂😂 Całe szczęście, że prezenter @maciejkautz był fantastyczny i przez 4 minuty zabawiał publikę. – Urszula Phelep
Ale chcę wierzyć, że nie bez znaczenia jest też serdeczny uśmiech, którym obdarzasz osobę będącą teraz z Tobą w mocnym snopie światła – tę samą, która chwilę wcześniej, za kulisami, przyznała się do tremy.

3) znać branżę i jej ludzi

 

Kto wie, jak potoczyłyby się moje konferansjerskie losy przy „I love marketing”, gdyby nie pielęgnowana od najmłodszych lat pasja do mediów? Pierwszą prenumeratę „Press” wykupiłem pod koniec 2004 roku, jako piętnastolatek. Niewiele później w wortalu Medialink.pl ukazały się moje wywiady z Bogusławem Chrabotą (ówczesny szef anteny Polsatu) czy Zygmuntem Chajzerem (rozmawialiśmy o startującej wówczas w TVN „Chwili prawdy”). Choć niełatwo było moim rodzicom zrozumieć wysokie rachunki telefoniczne (w ten sposób przeprowadzałem wywiady), dziś wiem, że medialna smykałka przyniosła owoce.

4) wiedzieć, że to prelegenci i goście są numerem jeden

 

Cokolwiek robiłem na scenie w ciągu ostatnich dwóch dni, nie zapominałem o powodzie, dla którego tak wielu ludzi kupiło bilety i zjechało się z całej Polski do Warszawy. Zależało im na merytorycznych prezentacjach świetnych specjalistów. Moja rola była wobec nich służebna – byłem pośrednikiem między nimi a publiką. Z tą ostatnią rozmawiałem zresztą najchętniej, co i rusz korzystając z największego atutu mikrofonu bezprzewodowego.

Facebook

Wczytując post, wyrażasz zgodę na politykę prywatności firmy Facebook.
Dowiedz się więcej

Wczytaj post

5) kochać tę robotę!   Napisałem o tym pod sam koniec, choć to właściwie „X Factor” mojej decyzji o zostaniu prezenterem i konferansjerem. Od rana do wieczora podziwiałem ogrom pracy wykonanej przez Sprawny.Marketing. Ola, Dominika, Klara, Czarek, Jacek – i wielu innych potrafiło nie zmrużyć oka, by nie było ani jednego szczegółu, na który oko trzeba by przymknąć. Jestem pod wielkim wrażeniem pięknie urządzonej sceny, animacji, warstwy muzycznej (ukłony dla Soundize Audio Branding). Wspaniale spisały się rysowniczki, Kasia GotliebEwa Szumlak i rysAnka. Na wielkie brawa zasłużył też Kamil Kozieł, ale i Luiza, Agata i wielu innych speców od magii prezentacyjnej z PrezARTChapeaux bas!
Facebook

Wczytując post, wyrażasz zgodę na politykę prywatności firmy Facebook.
Dowiedz się więcej

Wczytaj post

Chciałbym też ogromnie pogratulować zwycięzcom obu dni, a więc Michałowi Sadowskiemu (charyzmatyczny lider Brand24, z którym na scenie wspominałem jego pierwszy e-biznes – polską adaptację YouTube’a sprzed lat) i Tomkowi Palakowi. Zaskoczył mnie zwłaszcza ten ostatni, skądinąd kolega po fachu. Jest radcą prawnym, który z powodzeniem przeczy standardowemu wizerunkowi prawnika. Kto wie, gdyby takich jak Tomek było więcej, może prawnicy byliby postrzegani jako równie cool jak marketerzy!
Foto okładkowe: Blue Cherry Studio.   Doskonałe fotografie z konferencji: Paweł Tomalka.
Kautz
Teraz napiszę coś o sobie. Lubię być z ludźmi – ale nie lubię, gdy atmosfera jest napięta. Dlatego nauczyłem się skracać dystans i sprawiać, by było znośnie. Czasem jest wręcz sympatycznie. Do tego stopnia, że prowadzę największe konferencje i panele dyskusyjne w Polsce, no i coraz częściej za granicą.

Moje specjalności to technologia, środowisko i biznes. Jestem też radcą prawnym (ale to dłuższa historia na kiedy indziej). Stworzyłem dziesiątki programów radia i TV, w tym talk-show po angielsku. Studiowałem na Appalachian State University w Północnej Karolinie. No i kocham Stany Zjednoczone.

zobacz następny wpis

Zapraszam Cię do świata angażujących wydarzeń

Dzięki mojemu newsletterowi podniesiesz poprzeczkę swoich eventów.