To niesamowite, że 2 razy w roku jedno spotkanie branży jest w stanie rozgrzać polską sieć do czerwoności. Podobnie jak w marcu, tak i tym razem konferencyjny hashtag #ilovemkt był najczęściej komentowanym m.in. na Twitterze. Co w takim razie powinien zrobić prowadzący, by sprostać oczekiwaniom 800-osobowej publiczności?
1) po pierwsze, nie szkodzić!
Mogłoby Cię zaskoczyć, jak często odbierałem telefony lub wiadomości od prelegentów na dzień przed konferencją. Próbowali ustalić, co o nich powiem na scenie. Jeden zadzwonił grubo po godzinie 23 i od razu rozpoczął „rekonesans zamierzeń prowadzącego”. Choć większość widziała mnie już w akcji, sądzę, że przeważył instynkt samozachowawczy. „A co jeśli tym razem konferansjer pokaże ząbki? I zamiast przywitać będzie mnie roastować?” – myśli tego typu kołatały im pewnie w głowie.
Starałem się w każdej chwili wytłumaczyć, że jestem ich scenicznym stronnikiem. Już moja w tym głowa, byś miał(a) dobre wejście! Dlatego przygotowując się do eventu, staram się znaleźć najfajniejsze fakty, ciekawostki z życia danego bohatera.
Może warto zacytować słowa o prelegencie, gdy zarekomendował go ktoś w internecie? A może – jak Barbara Stawarz-García – buduje dom na Kubie? To ciekawe, bo rzuca nowe, mniej zawodowe, mniej oficjalne światło na występującego. Dlatego z chęcią przekazałem informację o albańsko-macedońskim pochodzeniu Rahima Blaka – tym chętniej, że zajęło mi dłuższą chwilę, by do tego faktu dotrzeć.
Amerykańscy prawnicy używają niekiedy określenia „Burning mindnight oil”, nawiązując żartobliwie do czasów, gdy w blasku świec – jako że już wówczas praca wymagała poświęcenia cennych godzin snu – przez długie godziny przygotowywali pozwy i apelacje. Podobnie czułem się przed każdym z dni konferencji, wyszukując ciekawostek o jej gwiazdach. Komputer wyłączałem pewnie niewiele przed godziną, w której ostatni party animals opuścili osławione konferencyjne afterparty.
Wiecie jak to jest, kiedy zaczynasz już wdrapywac się na stopnie sceny, by przedstawić twoją prezentację, ale zostajesz zatrzymana bo prezentacji … nie ma?? To sobie wyobraźcie. Całe szczęście, że prezenter @maciejkautz był fantastyczny i przez 4 minuty zabawiał publikę. – Urszula PhelepAle chcę wierzyć, że nie bez znaczenia jest też serdeczny uśmiech, którym obdarzasz osobę będącą teraz z Tobą w mocnym snopie światła – tę samą, która chwilę wcześniej, za kulisami, przyznała się do tremy.
3) znać branżę i jej ludzi
Kto wie, jak potoczyłyby się moje konferansjerskie losy przy „I love marketing”, gdyby nie pielęgnowana od najmłodszych lat pasja do mediów? Pierwszą prenumeratę „Press” wykupiłem pod koniec 2004 roku, jako piętnastolatek. Niewiele później w wortalu Medialink.pl ukazały się moje wywiady z Bogusławem Chrabotą (ówczesny szef anteny Polsatu) czy Zygmuntem Chajzerem (rozmawialiśmy o startującej wówczas w TVN „Chwili prawdy”). Choć niełatwo było moim rodzicom zrozumieć wysokie rachunki telefoniczne (w ten sposób przeprowadzałem wywiady), dziś wiem, że medialna smykałka przyniosła owoce.
4) wiedzieć, że to prelegenci i goście są numerem jeden
Cokolwiek robiłem na scenie w ciągu ostatnich dwóch dni, nie zapominałem o powodzie, dla którego tak wielu ludzi kupiło bilety i zjechało się z całej Polski do Warszawy. Zależało im na merytorycznych prezentacjach świetnych specjalistów. Moja rola była wobec nich służebna – byłem pośrednikiem między nimi a publiką. Z tą ostatnią rozmawiałem zresztą najchętniej, co i rusz korzystając z największego atutu mikrofonu bezprzewodowego.