Poszukując aukcjonera zwróć uwagę na jego inteligencję emocjonalną. Licytacja dostarcza bowiem wielu wrażeń.
Każdy, kto choć raz był na licytacji, wie, jak niewiele dzieli zdobycie upragnionego przedmiotu od zostania przelicytowanym. Ma to szczególne znaczenie, gdy licytujemy zabytkowy samochód lub wymarzoną nieruchomość. Trudno zachować wtedy całkowite opanowanie.
Szczególnym przypadkiem są licytacje charytatywne. Każdy z uczestników pragnie, by jak najwięcej pieniędzy uzbierano dla walczących o życie. I choć wszyscy licytujący są wtedy zwycięzcami, w powietrzu i tak czuć ducha rywalizacji.
Potrzeba dobrego prowadzącego, by osiągnąć najwyższą temperaturę licytacji i zachęcić do czynnego udziału jak najwięcej osób, ale jednocześnie – by dotrzymać wszelkich wymogów formalnych.
To człowiek, którego możesz zapytać o wszystko. „Ile jeszcze zostało przedmiotów do zlicytowania?”, „Jaka jest cena minimalna?”, „Czy za przedmioty płacę od razu, czy mogę przelewem?”. Zaangażowanie = przygotowanie. Zwłaszcza podczas eventów charytatywnych prowadzący powinien z sercem mówić o ludziach, dla których zbieramy fundusze. Sprawia to, że całe wydarzenie staje się bardziej osobiste i autentyczne.
Licytacja nie jest przykrą formalnością. Ma spory potencjał, by stać się emocjonującym show. Gdy jako konferansjer wiem, jaka jest stawka (np. zakup sprzętu do rehabilitacji albo wysłanie dzieci na zagraniczny obóz), nie ukrywam własnych emocji. Często mimo tego, że scena jest na podwyższeniu, zeskakuję z niej i rozmawiam z publicznością. Pytam, dlaczego i dla nich ten wieczór jest ważny, staram się wyłuskać historie rodzinne. Bywa, że któryś z bliskich był podopiecznym fundacji, stąd chcą ją dodatkowo wesprzeć.
Umiejętność mówienia o uczuciach pozwala przełamać lody, a także sprawić, że i „bardziej rozważni” licytujący mocniej zaangażują się w przebieg.
Każda licytacja – z racji zaproszonych gości oraz powodu, dla którego się odbywa – jest inna. Stąd nie zaufałbym konferansjerowi, który twierdzi, że ma jeden patent na uzyskanie wysokich kwot – i że ten patent zawsze się sprawdza. Wolę nutkę nieprzewidywalności: wszystko, by zachęcić do podnoszenia stawki. Przy niektórych przedmiotach zatrzymuję się na dłużej, dopytując wielokrotnie, nawiązując kontakt wzrokowy z licytującymi. Innym razem doprowadzam do szybkiej sprzedaży, pokazując publiczności, że warto być czujnym. Przede wszystkim zaś – zamiast (ciągle) mówić, słucham i jestem uważny na każdy gest.
Do niedawna mówiło się, że robić wiele rzeczy naraz umieją tylko kobiety, dziś coraz więcej słyszę o tym, że na 100% wielozadaniowy nie jest nikt. Cóż, nie ułatwia to sprawy podczas aukcji, podczas której trzeba pamiętać wiele. Jaka jest aktualna licytowana kwota? Kto ostatni podniósł rękę? Która część sali już dawno nie licytowała? Jakie są imiona dwóch panów, którzy zaciekle rywalizują przy niemal każdej licytacji? To detale, które pozwalają ciekawie prowadzić zabawę. Zdarza się jednak, że prowadzący nie zarejestruje ostatniego podwyższenia ceny (wówczas podam nieaktualną już kwotę) lub czyjeś podniesienie ręki weźmie za chęć zakupu (a tymczasem jedna z pań tylko poprawiała fryzurę). Błędy się zdarzają – grunt, by nie zabrakło szybkiej korekty i odrobiny autoironii.
Nie jestem prowadzącym, który przyjeżdża na miejsce wydarzenia, prosi o scenariusz, po czym zamyka się w garderobie. Po pierwsze, scenariusz mam już opanowany na długo przed wydarzeniem, po drugie – chcę, byś czuł(a) moje wsparcie przez cały okres przygotowania eventu, w tym również na próbach. Dlatego nie tylko zastosuję się do Twojej wizji, ale i doradzę, co można w niej ulepszyć. Na wielu aukcjach, które prowadziłem, zauważyłem, że gdy licytowanych dóbr jest wiele, warto dać ludziom odsapnąć podczas krótkiej przerwy. Po niej goście wracają gotowi, by znów dać z siebie wiele. Wspólnie z Tobą obejrzę też wystrój i układ sceny, tak by doradzić niewielkie zmiany, które mogą mocniej zaangażować widzów w wydarzenie.