Jeśli marzy Ci się poprawny, ale i nudny panel dyskusyjny, nie czytaj tego artykułu.
Najpierw podstawowa kwestia: po co organizujesz panel dyskusyjny? Jeśli zakładasz, że skoro na innych konferencjach panele były, to i Ty musisz go mieć, przemyśl to jeszcze raz. Panel sam w sobie nie podniesie rangi konferencji. Może wręcz zaszkodzić, jeśli zaprosisz do niego nieodpowiednich ludzi. Najczęstszym błędem jest zatrudnianie w roli moderatora dyskusji osoby, która chce przy tej okazji przekonać wszystkich o swojej eksperckiej wiedzy oraz erudycji. I która nie ma doświadczenia w prowadzeniu rozmów.
Panel powinien stanowić wartość dla uczestników konferencji. Wnosić wiedzę, ale przede wszystkim, sięgać głębiej. Dobrze opisała to w swoim artykule Anita Kijanka, na co dzień związana z branżą nowych technologii. Jej zdaniem dobry panel dyskusyjny przypomina rozmowę znajomych w kawiarni: „Czasem podadzą jakieś dane, ale przede wszystkim wyciągają wnioski. Mówią co było dobrze, a gdzie się pomylili”.
To nie przypadek, że uczestnicy wydarzeń najczęściej robią sobie przerwę na telefon lub papierosa właśnie w trakcie debat. Czas, by na Twojej konferencji było inaczej.
Pomylenie ról – moderator nie jest gwiazdą panelu. Ma zrobić wszystko, co w jego mocy, by paneliści weszli ze sobą w interesującą dyskusję, spojrzeli na temat z wielu perspektyw, słowem – by zadowolili wymagającą publiczność.
Dlatego prowadzący powinien sprawnie przedstawić ekspertów (dwa-trzy zdania o każdym), a następnie przejść do rozmowy. Rozmowy, a nie uwag wstępnych. Nic bardziej nie usypia publiczności niż pozwolenie gościom, by kolejno wygłosili swoje wielominutowe wprowadzenia.
Moderator łączy wątki i pilnuje, by nie przegapić tych najważniejszych – ale jego zadaniem nie jest komentowanie poszczególnych wypowiedzi.
Bo atrakcyjna i wartościowa debata bardziej przypomina telewizyjne talk-show niż akademicką nasiadówkę. Jak pisze dla „Press” Michał Kobosko: „Nadal za prowadzenie dyskusji na publicznych eventach biorą się osoby, które nie mają o tym dużego pojęcia. Wychodzą z założenia, że skoro znają się na wielu rzeczach (są w końcu szanowanymi ekspertami), to moderowanie dyskusji publicznej nie przysporzy im najmniejszego problemu”. Nic bardziej mylnego. Potrzeba, by prowadzący miał spore wyczucie medialne: pilnował równego czasu wypowiedzi, wytyczał kurs dyskusji, a sam wypowiadał się oszczędnie i precyzyjnie. Niezbędne jest więc duże doświadczenie, opanowanie oraz umiejętność zadbania o równe szanse na wypowiedź dla każdego z panelistów.
Naprawdę istotne jest umiejscowienie panelu w agendzie konferencji. Moderując dziesiątki konferencji zauważyłem, że panele dyskusyjne mogą być swego rodzaju „ożywczym oddechem” podczas eventu. Następują po kilku prelekcjach, stanowiąc atrakcyjną odmianę, ale też nie za późno, gdy wszyscy są zmęczeni.
Jeśli na przykład mija siódma godzina wydarzenia, a uczestnicy wysłuchali już kilkunastu prelekcji, nikłe są szanse na wysoką frekwencję podczas debaty.
Panel nie powinien trwać dłużej niż godzinę, bo niezależnie od tego, jak bardzo jest ciekawy, człowiekowi zwyczajnie kończy się uważność.
Czy zapraszając 8 ekspertów na 45-minutową dyskusję, damy któremukolwiek z nich poczucie satysfakcji? Nie sądzę. Samo przedstawianie takiego składu zajęłoby co najmniej 5 minut, a do tego wyzwaniem byłyby kwestie techniczne. Prawdziwą interakcję zapewnia zaproszenie 3-4 gości. Wówczas każdy z nich będzie miał możliwość zabrać głos przynajmniej kilka razy. A jeśli tylko zadba o to prowadzący, będą się znali z imienia jeszcze przed rozpoczęciem panelu, co ułatwi komunikację. Zapraszając 3-4 gości na debatę nie dłuższą niż 60 minut, unikamy ryzyka przedłużenia tej części konferencji. Uczestnicy cenią punktualność bardziej niż się może wydawać.
Zdecydowanie tak. To bardzo czytelny sygnał Organizatora do uczestników: liczysz się; zależy nam na tym, żebyś jak najbardziej skorzystał(a) z konferencji.
Tu raz jeszcze ujawnia się istotna funkcja profesjonalnego moderatora: dbanie o równowagę wypowiedzi. Bo gdy mikrofon otrzyma uczestnik chcący się przy tej okazji wylansować, potrzeba wprawy, by kulturalnie, acz sprawnie przerwać przedłużający się monolog. Prowadzący zadba też o odpowiednie proporcje między wypowiedziami ekspertów oraz publiczności.
Po pierwsze, merytorycznie. Gdy dostaję zlecenie na prowadzenie debaty, czytam wszystkie materiały udostępnione przez Organizatora, ale też przeszukuję i internet (również anglojęzyczny), archiwa wiarygodnych portali i gazet. Każdego z panelistów sprawdzam z osobna. Jakie są ich opinie, gdzie publikują, jakie mają doświadczenie?
Po drugie, kontaktuję się z panelistami. Daję im znać, jakie będą niektóre z pytań podczas panelu. Mogą się do nich przygotować, a dzięki temu czuć bardziej swobodnie i pewnie. Nie przekazuję jednak scenariusza – bo go nie ma. Przecież o to w debacie chodzi, by była merytoryczna, ale i żywa, spontaniczna. Publika szybo zdemaskuje to, że role (i argumenty) rozpisano już wcześniej.
W dniu wydarzenia zbieram wszystkich panelistów i poznaję ich ze sobą. To buduje dobrą atmosferę. Nie zapominam, że taki panel to również wystąpienie publiczne, często stresujące dla gości. Dlatego zapewniam ich o moim wsparciu na scenie.
Mój przepis na wartościową debatę
Chcę, żebyś Ty i Twoi eksperci byli tego dnia na pierwszym planie. Moim zadaniem jest przyciągnąć uwagę, ale nie ukraść show. Debata będzie żywa i autentyczna. Pytania zwięzłe, ale wzbudzające emocje.
Przygotuję się na tyle wnikliwie, by poruszyć w debacie najciekawsze aspekty – i pomóc ekspertom wypowiedzieć się w atrakcyjny i przekonujący sposób. Wspólnie udowodnimy, że debata nie musi być nudna.
Jeśli masz już gotową agendę i szukasz gospodarza,
który to wszystko subtelnie połączy, wypełnij formularz.